Rany, jakiż to dziś uroczy dzień.
Żaba zapatrzona w skrzek biadoli:
Karol! Chodź no szybko i coś zmień.
Coś nieapetyczne one. Może trochę soli?
Azaliż sól pomoże żabikom w urodzie
I nie będą takie na wskroś żabowate?
Alboli też głębiej je zatopić w wodzie?
A może poduczyć judo lub karate?
Może na urodę dodatnio wpłynie
I choć trochę podobne staną się mamusi
Jakby je na spływ kajakiem wziąć po Łynie?
Albo może na masełku ciut poddusić?
Weźże Karolu, nie rechocz pod nosem.
Bądź poważny i nie podskakuj nerwowo tyle.
Doradź lepiej męskim, rechotliwym głosem,
Jak naprawić nasze żabowate grzdyle?
Karol woła: Dajże spokój, stara! Nie grymaś zbyt wiele!
Kuma bowiem, o czym mowa i nadyma zielone poliki.
Robota nie byle jaka to, starałem się ja oraz przyjaciele.
Doceń kolektywny trud w ten cud, by powstały żabiki.
Żaba westchnęła głośno na tę ripostę
Oburzona, rozepchnęła żalem rezonatory;
Dla was żabców, wszystko takie proste.
Do czynienia cudu każden, do frasunku ani jeden skory.